sobota, 10 stycznia 2009

Wokół Tajwanu - dzień 4. i 5. - Kaohsiung (高雄)

Kaohsiung to pod względem wielkości drugie miasto na Tajwanie, o liczbie mieszkańców podobnej do Warszawy. Znajduje się tu najważniejszy port Tajwanu i jednocześnie 6-sty największy port kontenerowy świata.

Przyjechaliśmy późnym wieczorem (tylko z dwoma Węgrami, Andreas z Jessicą pojechali wschodnim wybrzeżem) i zaraz po znalezieniu hotelu wyruszyliśmy na miasto. Na początku kolacja na nocnym rynku, który nieco różnił się od tajpejskiego. Jak na morskie miasto przystało, zdecydowanie dominowały tutaj owoce morza wszelkiej postaci. Spotkaliśmy się ze znajomym Tamasa z Węgier, który tutaj studiuje. Z nocnego rynku pojechaliśmy nad Love River, gdzie pełno było kawiarni i pubów. Jakiś czas tam sobie posiedzieliśmy przy piwie, a później przenieśliśmy się do jakiegoś klubu. Mimo, że to poniedziałek, klub był pełny, a zabawa bardzo udana.





Żonglujący barmani.

Rano zwiedzanie miasta zaczęliśmy od Sky Tower, najwyższego wieżowca w mieście, kiedyś, zanim powstało Taipei 101, był to najwyższy wieżowiec na Tajwanie. 85 pięter i 13. miejsce na świecie. Miasto z góry prezentuje się bardzo ładnie, szczególnie port i rzeka. Generalnie, w czasie zwiedzania mieliśmy wrażenie, że Kaohsiung jest bardziej nowoczesne niż Taipei. Znacznie więcej nowych wieżowców, lepiej zagospodarowane nabrzeża, czego bardzo brakuje w Taipei. Oprócz tego mają zupełnie nowe metro – dwie linie otwarte w tym roku.


Kaohsiung z góry.


Port.

Sky Tower.

Później udaliśmy się w rejon wejścia do portu, gdzie znajduje się były brytyjski konsulat, a także umiejscowiona na skale latarnia morska.


Konsulat brytyjski.


Deal z gentlemenem. Coż, tylko pochylic czoła.


Portowa latarnia.


Czym wcześniej zaczniesz, będziesz bogatszy...


Wiosna.


Pół dużej ryby i płaszczka.

Port jachtowy.

Małą prywatną łódką dostaliśmy się na drugą stronę portu, gdzie zwiedzanie zaczęliśmy rikszą. Było trochę ciasno, ale śmiesznie. I non stop ktoś do nas machał, uśmiechał się, robił zdjęcia. Strasznie to zabawne, czuliśmy się znowu jak takie małpy w zoo. Spróbowaliśmy dużo dobrego jedzenia z okolicznych stoisk, byliśmy też przez chwilę na plaży.


Mikro-prom - o 5 NT tańszy od dużego. A jaki szybki przy tym.


Stylowa tradycjonalistka.


Oj, ta riksza była przeładowana...




Owoce - jeden z tajwańskich skarbów.

Czas mijał szybko, trzeba było wracać do Taipei. Od dwóch lat Kaohsiung i Tajpej połączone są superszybką koleją. Ponad 300 km/h, 1.5 h do Tajpej. Mieć szybką kolej w kraju, w którym aktywność sejsmiczna jest jedną z najwyższych na świecie, to niemałe osiągnięcie. Po powrocie przeżyliśmy szok temperaturowy, bo w Kaoshiung było ponad 20˚C, a w Tajpej 12˚C i ulewny deszcz…

Pozostałe zdjęcia tutaj.

Dworzec szybkiej kolei.


Będą i u nas...

Brak komentarzy: