sobota, 17 stycznia 2009

再見台灣...

Niedaleko naszego akademika jakiś czas temu odkryliśmy z Frankiem (właściwie powiedziała nam Magda) restaurację otwartą 24h. Wyśmienite jedzenie, otwarte w nocy i do tego tanio. Czego chcieć więcej? Często tam bywaliśmy, gdy łapał nas nocny głód, a wszystko było już zamknięte. Oj, będzie brakować tego miejsca. Szczególnie doskonałych dumplingów i zupy z tofu.




Frankie.





Ostatni dzień na Tajwanie upłynął mi pod znakiem spotkań pożegnalnych. Najpierw spotkaliśmy się z Piotrkiem, który przedłuża swój pobyt i na esgieh na razie nie ma zamiaru wracać, czego mu w sumie zazdroszczę. Chciałem jeszcze zrobić jakieś zakupy, więc wybraliśmy się do 五分埔 [wu fen pu], czyli czegoś na kształt nocnego rynku, tyle tylko, że z ubraniami i czynnego także za dnia. Jest to kilkanaście wąskich uliczek, na których jeden obok drugiego znajdują się tylko sklepy z ciuchami. I do tego jest bardzo tanio, a ceny zwykle podlegają negocjacjom. Panuje tam zwykle ogromy ścisk, ciężko się przemieszczać, szczególnie, gdy ktoś wpadnie na pomysł przeciśnięcia się przez ten tłum na skuterze. Niestety nie udało się nic kupić tym razem.




Piotrek.



Wieczorem miałem dwie kolacje i co ciekawe obydwie w japońskich restauracjach. Jak się okazało, gdy trafiłem (z pewnymi problemami) do tej drugiej, jedzenie było identyczne, ale wyśmienite. Trochę ciężko było mówić do zobaczenia, szczególnie, że pewnie z większością nie spotkam się już nigdy.






Sean (jedzie w przyszlym semestrze na wymiane na esgieh), Ja, Yanis.



No i na koniec wybraliśmy się na nocny rynek koło Longshan Temple, którego główną atrakcją są węże. Oczywiście oprócz zrobienia sobie zdjęcia z wężem na szyi, można takowego zjeść. Nie zdecydowałem się.








W akademiku.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

coz za gustowne polaczenie kratki i paskow na ost zdj...

nie moglam sobie odpuscic..:)
schwester

Maciej Żygłowicz pisze...

Po pierwsze: spadaj,
po drugie: nie przywiozę Ci żadnego prezentu :P