niedziela, 28 września 2008

"Happy birthday dear Maciej, happy birthday to you"

A to miła rzecz mnie spotkała. No więc w czwartek miałem urodziny. Ładne, bo 22. Zasadniczo nic to nie zmieniło, poza tym, że dokonałem corocznego bilansu, który miał dowieśc, że dokonałem wielkich rzeczy... Nie dowiódł. No ale jest następny rok, będzie lepiej :) Wrócmy do miłych rzeczy, które mnie czasem spotykają. Urodzinami się nie chwaliłem, bo i komu? W końcu nie znam tych ludzi na tyle dobrze, żeby wyprawiac przyjęcie. Zresztą nawet nie miałbym na to ochoty. Zatem dzień był zupełnie zwykły, no może poza paroma miłymi smsami (dzięki!). Ale zapomniałem, że jest facebook, przed którym nic się nie ukryje. Siedząc sobie spokojnie i marnując czas wieczorem w pokoju, nagle wpadło kilkanaście osób i zaczęło śpiewac mi "happy birthday". Trochę mnie to zaskoczyło, nie powiem, ale bardzo było mi miło. W końcu prawie obcy ludzie, a się dowiedzieli i chciało im się. Dostałem wino i prowizoryczny torcik o chlebowej podstawie i ciastkowej konstrukcji, przełożonej (a może przyklejonej) masłem orzechowym :) Świeczką była zapalniczka :) życzenie wypowiedziałem, czekam na realizację. Nie pierwszy raz zresztą. I się nie mogę doczekac. I byliśmy jeszcze na kolacji, i znowu wszyscy mi zaśpiewali :)

A w piątek to trochę byłem zaskoczony. Byliśmy z paroma osobami z akademika na imprezie. I co? Otóż, w toalecie całkiem przypadkiem spotkałem trzech polaków. Jeden z AE w Krakowie, drugi z eSGieHu, a trzeci z Poznania chyba. Wyglądało to mniej więcej tak, że ktoś mnie zapytał skąd jestem, a gdy mu powiedziałem, to słyszę z drugiego końca: "no nie mów, że mówisz po polsku" :) to się przyznałem, że mówię. A tamtych dwóch, to już nawet nie wiem skąd się tam wzięło. Wymieniliśmy numery, to może to ustalę.

No i dzisiaj niestety. Mówię niestety, bo znowu mamy tajfun, podobno może to byc najsilniejszy w tym roku. Generalnie wieje nudą, bo nigdzie iśc się nie da. Poza tym akademikowy bar jest w niedzielę zamknięty, więc nawet nie ma jak zjeśc. Więc póki co jestem o napoju zbożowym, jabłku i ciasteczkach. Spróbowałem zrobic parę zdjęc, ale nie oddają one tego jak to wygląda w rzeczywistości. W każdym razie robi wrażenie taka wichura. Współczuję im, bo oni to mają przynajmniej kilka razy w ciągu miesięcy letnich. Jeżeli jeszcze zdarza się w tygodniu, to przynajmniej nie ma zajęc, albo wolne w pracy :) ale teraz, podobnie zresztą jak ostatnio padło na weekend. No coż, takie tu życie. Z drugiej strony, gdy w Polsce ostatnio było 8-10 st. to tujaj były tropiki.


Gladys (z zapalniczko-świeczką) i Michelle (z tortem-prowizorką).


No teraz mam 22 lata.


A pod daszkiem też jest mokro.


Nie dały rady.





z 10. piętra.


Palmy walczące.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

hej Macieju!
nasz dzielny odkrywco, jesli jeszcze przyjmujesz życzenia urodzinowe, to przesyłam je z Polski pięknej również:) czytamy tu wszyscy Twojego bloga i czekamy aż wrócisz i obejmiesz ważny oikosowy urząd!
Agata:)