piątek, 5 września 2008

Trzeci swiat, dziwny swiat.

Na początek kilka zdań o ostatnim dniu w Hong Kongu. No więc na koniec raz jeszcze ruszyłem na wyspę Hong Kong. Chciałem się dostać na górę Bank of China Tower. No ale po zejściu z promu najpierw mija się ten najwyższy wieżowiec w HK czyli International Finance Centre. Dlatego spróbowałem najpierw tam. Jeszcze zanim tam wszedłem chciałem zrobić kilka zdjęć z zewnątrz, tym razem z bliska. No i tak sobie robię te zdjęcia i podchodzi do mnie ochroniarz i mówi, że tu nie wolno robić zdjęć. No to ja na to, że dobrze i pytam się czy można się dostać na samą górę. Okazało się, że na sam szczyt nie można, ale da się na 55. piętro (wszystkich jest osiemdziesiąt kilka). No i zapytał się skąd jestem. Gdy usłyszał, że z Polski, to najpierw zaczął do mnie parę zwrotów po Polsku mówić i tak się cieszył, że aż się zdziwiłem, co mu ta Polska takiego dobrego zrobiła :) Okazało się, że mieszkał jakiś czas w Londynie i ma pełno znajomych Polaków, nawet zaczął ich imiona wymieniać. I tak się rozgadał, że sam w końcu musiałem mu przerwać. A swoją drogą, to jestem zaskoczony, że właściwie każdy, kto mnie pytał skąd jestem, wiedział gdzie jest Polska. I chyba nie było to takie grzecznościowe, bo wielu coś mówiło konkretnego o Polsce. Nawet jedno starsze małżeństow z Australi opowiadało, że swego czasu całą Polskę objechali. No i wjechałem na to 55. piętro. Widok niezły, chociaż po tym co widać z The Peak, to już nic tu chyba nie może zaskoczyć. Ale co ciekawe na 55. piętrze ma siedzibę Hong Kong Monetary Authority, czyli chyba taka ich Rada Polityki Pieniężnej. I w tym pomieszczeniu z którego można było oglądać miasto była wystawa całej historii pieniądza w HK. Samo w sobie byłoby to nudne, gdyby nie to, że były tam wplecione wszelkie inne ważne wydarzenia w HK, ale też na całym świecie. No i nawet była informacja o upadku komuny w Europie Śr.-Wsch. Potem poszedłem zobaczyć najdłuższe na świecie schody ruchome (nie jest to jedna instalacja, tylko kilkanaście, jedne po drugich). Przecinają one całą prawie dzielnicę Mid-Levels, która leży na wzgórzu. Jedzie się na górę aż 16 min. No i na koniec jeszcze przejechałem się słynnym tramwajem piętrowym, ale był taki tłok, że ledwo z niego wyszedłem. Generalnie więc, najważniejsze rzeczy w HK udało mi się zobaczyć przez te parę dni. Z tych głównych atrakcji, to nie zobaczyłem ogromnego posągu Buddy, ale podobno zabiera to pół dnia, więc już mi się nie chciało. Ale i tak widać go było dosyć dobrze z samolotu, tuż po starcie. No i nie udało się pojechać do Chin. A to dlatego, że był kłopot z wizą, bo w piątek po przylocie biuro było już zamknięte, więc mogłem pójść złożyć wniosek dopiero w poniedziałek. Okazało się, że przez olimpiadę nie można teraz wyrabiać wizy tego samego dnia. Najwcześniej powiedziano mi, że może być na wtorek na 14. A przecież w poniedziałek wybierałem się do Makao i nie mógłbym, bo musiałbym zostawić paszport do wyrobienia wizy. Zostałaby mi tylko środa na Chiny, a to trochę mało zważywszy jeszcze, że przyspieszone zrobienie wizy kosztowałoby ok. 300 zł. Spróbuję może w trakcie semestru tam pojechać, zobaczymy jak to będzie. Poza tym spotkałem jeszcze trzy Polki z Poznania, które latają tu co chwilę w interesach i odradzały mi wycieczkę do Shenzhen i Kantonu, bo poza fabrykami, to niewiele tam jest. No nic, trochę mi szkoda, ale jeszcze nic straconego.


No to teraz trochę o moim wczorajszym, pierwszym zwiedzaniu Manili. Skuszony dobrymi cenami, wziąłem taksówkę spod hotelu i pojechałem do centrum Manili. Właściwie to jest takie historyczne centrum, jeszcze z czasów hiszpańskich - nazywa się Intramuros. No i taksówkarz na mnie postanowił zarobić. Poprzednio zapłaciłem za dojazd z lotniska 200 PHP, a teraz za podobną odległość, no może nieco dłuższą chciał 1000 PHP!! I tak się udało shandlować na 600 PHP, ale i tak myślę że mocno to było zawyżone. Na skrzyżowaniach często do samochodów podchodzą żebracy i chcą pieniędzy. I tak do mojego okna podeszła mała dziewczynka (jest na zdjęciu) i mówi "give me money" :) Z jednej strony było to zabawne, bo była całkiem wesoła, z drugiej mocno przygnębiające. Na miejscu oczywiście od razu pojawił się Pan z ofertą przejażdzki taką niby dorożką po całym tym Intramuros. Nie chciał dużo, bo 250 PHP, a że było już ciemno, to wziąłęm tą przejażdżkę. I to był dobry pomysł, bo rzeczywiście objechaliśmy wszystkie ważne miejsca tam i gdy chciałem to się zatrzymywał, żeby zrobić zdjęcia. Poza tym opowiadał dokładnie o wszystkim. Jak się okazało większość zabytków została zburzona w czasię II wojny światowej. Niestety tutaj nic nie udało się odbudować, np. kościół, który miał dwie wieże, teraz ma już tylko jedną, bo drugą zbombardowano. W ogóle cała ta najstarsza dzielnica Manili jest strasznie zrujnowana, poza tym jest tam strasznie ciemno i jakoś tak mało przyjemnie. Jedno, co jest tutaj takie pozytywne, to uniwersytety. Mieszczą się tu cztery uczelnie wyższe, w tym dwie najstarsze, jedna założona w 1611 roku, a druga w 1620. Dlatego wokół nich jest pełno studentów i jakoś tak życie tętni. Gdy wróciliśmy na miejsce, to poszedłem coś zjeść, pełno wokół tych restauracji żebraków, głównie dzieci. I tak jedząc cały czas widziałem jak patrzy się na mnie mały chłopak przez okno i wyciąga ręke, żeby mu coś dać. Potem poszedłem jeszcze do głównego parku w Manili. Tutaj były tłumy ludzi, wielu leżało na ziemi i odpoczywało, ale co ciekawe było tam strasznie cicho, tak jakby nikt nic nie mówił. Park był całkiem ładny. Doszedłem do takiej szybkiej kolejki naziemnej i nią dojechałem w stronę Makati kilka stacji. Stamtąd chciałem wziąć taksówkę, ale najpierw zatrzymał się jeepney, czyli ten śmieszny samochodzik, taki przedłużany jeep, których tu jest pełno. One chyba zastępują autobusy miejskie, których tu w ogole jeszcze nie widziałem. Mając mapę w ręku mówię kierowcy gdzie chce jechać i pytam czy on tam jedzie. On na to, że tak, więc wsiadłem. To była rewelacyjna przejażdżka, bo siedziałem z przodu, gdzie nie ma w ogóle drzwi, więc trzeba się dobrze trzymać, bo oni jeżdżą ostro :) Śledząc mniej więcej jak jedziemy, okazało się, że w zupełnie innym kierunku niż chciałem :) Pojechaliśmy na stację tankować (paliwo po 55 PHP, czyli ok. 2,5 zł), więc powiedziałem kierowcy, że to nie tu gdzie chciałem. Spojrzał na mapę, po czym zaczęły się konsultację z pasażerami, których z tyłu było pełno. Chyba się zgodzili, żeby mnie podwieść, bo zawrócił. Po kilu skrzyżowaniach zatrzymał się przy innym jeepneyu i ustalili, że tamten jedzie w moje strony i mnie weźmie. No więc trzeba się było przesiadać. Chciałem zapłacić za dotychczasową jazdę, ale nie chciał wziąć pieniędzy ode mnie. Powiedział, że tamtemu zapłacę. Strasznie to było miłe. Zresztą oni tu są bardzo mili, chyba wszyscy. W każdym sklepie, barze, ktoś otwiera drzwi przy wejściu i wyjściu i zawsze jest "good morning sir" z szerokim uśmiechem na twarzy. I tak wszędzie i zawsze kończą "sir" :) W każdym razie zostałem dowieziony pod sam hotel. Miałem zapłacić 8,5 PHP, czyli... czterdzieści kilka groszy :) Aż było mi głupio i zostawiłem więcej. I taki był pierwszy dzień, a właściwie wieczór tutaj. Z jednej strony jest tu ciekawie, bo inaczej, a ludzie są bardzo mili, ale z drugiej strony można poczuć przygnębienie tą trzecioświatową biedą, która jest wszędzie dookoła. Dzisiaj przylatuje Piotrek, który będzie ze mną przez semestr na Tajwanie i który już tam jest od połowy lipca. Także od dzisiaj wreszcię będę miał jakieś towarzystwo.

Wiecej zdjec tutaj.


1 komentarz:

machy pisze...

Nie przeczytalam jeszcze wszystkiego, ale doczytam i skomentuje raz jeszcze :) Ja z kolei do Makao za jakies 3 tyg jade, po czym przeprawa do Hong Kongu i lot do Polski... :( Niestety. Taki ten swiat boski, rozny, piekny, ze ZUPELNIE nie chce mi sie wracac. Wietnam jest ciekawy, ale meczacy, mam chwilowo kryzys spowodowany tutejszymi ludzmi. Pojedz koniecznie do LAOSU - chyba najbardziej przyjazny kraj na swiecie. Zapraszam na mojego bloga - www.pelikanochomik.blox.pl
Pozdro,
MagdaS