poniedziałek, 22 września 2008

Czang Kai-szek i polska etykietka

Po dwóch tygodniach wreszcie zdecydowałem się na pierwsze poważne zwiedzanie Tajpej. Wybraliśmy się z Frankiem (współlokatorem) około południa i zeszło nam do późnego wieczoru. Zobaczyliśmy ogromne mauzoleum Czang Kai-szeka. No to może w dwóch zdaniach kim był Czang Kai-szek. Otóż, gdy do Chin kontynentalnych po wojnie zawitała komuna, przepędziła wrogi obóz nacjonalistów, których przywódcą był właśnie Czang Kai-szek. Uciekł on ze swoją ekipą na Tajwan, gdzie z amerykańską pomocą utworzyli państwo. Do dzisiaj Chiny kontynentalne traktują Tajwan jak zbuntowaną prowincję, natomiast Tajwańczycy uważają, że to oni posiadają prawo do rządzenia całymi Chinami. Dlatego też Tajwan oficjalnie nazywa się Republiką Chińską, podczas gdy Chiny kontynentalne to Chińska Republika Ludowa. Od kilkudziesięciu lat w Tajwan wycelowane są chińskie rakiety, które na szczęście nie zostały odpalone, bo Tajwan jest bardzo mocno wspierany przez USA. No i ta dziwna sytuacja trwa sobie tak już od wielu lat. Czang Kai-szek jest tajwańskim bohaterem, chociaż też nieco kontrowersyjnym, bo po przybyciu na wyspę jego ekipa bardzo źle się obchodziła z rdzennymi Tajwańczykami. Mimo to doczekał się ogromnego mauzoleum, które jak już przed chwilą pisałem, dzisiaj odwiedziliśmy.

Widzieliśmy również Teatr Narodowy i Operę Narodową. Oprócz tego ogromny Pałac Prezydencki, a później byliśmy w rewelacyjnym Muzeum Sztuk Pięknych. Spędziliśmy tam sporo czasu i przyznać muszę, że niektóre instalacje były bardzo ciekawe. Na przykład spora wystawa poświęcona była walce z globalizacją i dzikim kapitalizmem. Wprawdzie trącało zachodnioeuropejsko-lewackim radykalizmem, wyrażającym się w filmach z jakichś walk ulicznych wszelkich anty-, alter- itp. globalistów, głównie o niemieckim rodowodzie. Bo tamtejsza młodzież ostatnio przecież się lubuje w lewicowym radykalizmie. Co mają do roboty, w końcu im za dobrze. Co mnie zaskoczyło, było kilka czeskich akcentów, ale przy innych wystawach. I jeden mały nasz. Mianowicie, był Zbigniew Brzeziński w charakterze jednej z kart w talii największych złych globalistów/kapitalistów. Niby tylko jako dwójka, ale postawili go koło samego Busha, tutaj jako As. Lekką dumę poczułem. No i jeszcze jeden polski akcent dzisiaj. I to mnie mocno zaskoczyło i ciągle nie mam żadnej koncepcji, dlaczego? No więc na koniec byliśmy w Carrefourze zrobić zakupy. Chcieliśmy kupić wino i znaleźliśmy skądinąd przeze mnie lubiane Carlo Rossi, które jest kalifornijskie. No i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że etykieta była w trzech językach: angielskim, francuskim i... uwaga... polskim. Poniżej dowód, że prawdę mówię. Dla ścisłości, była jeszcze doklejona etykietka po chińsku. Albo rośniemy w siłę, albo się pomylili.

No i jeszcze muszę o jedzeniu. Dzisiaj miałem szczęście, bo strasznie dobre rzeczy jadłem. A jedna szczególnie zapadła mi w pamięć. Omlet z ostrygami. I mimo, że z ostrygami, to na słodko. Przepyszny. W ogóle zaczynam się martwic o siebie, bo ciągle chce mi się jeść. I dużo myślę o jedzeniu. I nie mogę się doczekać jedzenia :) Muszę się opanować...

Więcej zdjęć z Tajpej tutaj.


Teatr Narodowy (i ja)


Mauzoleum Czang Kai-szeka


Jakieś inne mauzoleum.


Sam nie wiem co to.


Muzeum Sztuk Pięknych


Ximen



Brak komentarzy: