czwartek, 18 września 2008

Szkoło witaj nam!!

Zaczęła się szkoła. I powiem szczerze, że chyba pierwszy raz nie narzekam z tego powodu. I nie zazdroszczę, że w Polsce wszyscy mają jeszcze 2 tygodnie wakacji (esgieh wprawdzie tylko kilka dni, ale zawsze to coś). Co więcej, w poniedziałek pierwsze zajęcia miałem już o 9, więc skończyło się długie spanie. I nawet mojego entuzjazmu z powodu początku szkoły nie ostudziła pogoda. A w poniedziałek jeszcze pogoda była tajfunowa. Zarzuciłem bluzę, wziąłem swój seledynowy parasol (jeden z trzech, których zdążyłem się dorobić, bo tak to jest jak się nie ma ze sobą parasola zawsze, a tu potrafi lać 8 razy w ciągu dnia, no i trzeba kupować za każdym razem nowy) no i ruszyłem do szkoły. Na kampusie już były tłumy żółtków, którzy twardo, nie przejmując się aurą, zmierzali  na pierwsze zajęcia. Po dwudziestu minutach walki z własnym parasolem, wiatrem i wodą dotarłem  na miejsce. Pierwsze zajęcia nosiły nazwę Leadership Practice, ale jak się okazało wcale oni nie mają zamiaru nam podpowiedzieć jak zostać jakimś tam leaderem. W praktyce to my mamy stworzyć strategię dla nich, jak zostać wiodącym programem MBA na świecie. Ciekawe co z tego wyjdzie. Póki co podzieliliśmy się zadaniami, które będziemy realizować w mniejszych grupach. No i profesor, który prowadzi zajęcia jest bardzo fajny, więc może jakoś to będzie. Poźniej wybrałem się na zajęcia, które dla mnie mogą być bardzo ciekawe. East Asia Political Economy. Tylko, że chyba nie uda się tam chodzić, bo w tym czasie są inne zajęcia, które powinienem zrobić, bo są odpowiednikiem zajęć na esgiehu. No ale zobaczymy. Przedmiot zapowiada się super, chociaż profesor, który prowadzi wydaje się beznadziejny. Poza tym trzeba jakąś poważną pracę pisać, a oprócz tego jest egzamin, więc nie wiem czy mi się chce w to bawić. W ogóle w ciągu pierwszych dwóch tygodni możemy chodzić na wszystkie zajęcia, tak żeby sobie na spokojnie zdecydować, co wybieramy. Coś tam sobie już wytypowałem, chociaż i tak ostatecznie to zależy od tego kiedy będą zajęcia z chińskiego, bo może być jakaś kolizja. A chiński dopiero od przyszłego tygodnia.

Oprócz szkoły, którą rzeczywiście póki co się cieszę (ciekawe jak długo), to istnieje tu też jakieś życie towarzyskie :) Wprawdzie spędzanie czasu z Amerykanami wszelkiego pochodzenia, którzy dominują na moim piętrze wciąż mnie jakoś nie wciąga, ale ludzie z mojego wydziału wydają się, przynajmniej w części, bardzo sympatyczni. Wczoraj byliśmy na imprezie w mieście no i nawet się nie spodziewałem, że wrócę do domu o 5. Ale było super, tym bardziej, że open bar za 350 NTD, przy tutejszych cenach alkoholu to całkiem niezła okazja.

Muszę się wziąć wreszcie za zwiedzanie Tajpej, bo póki co to zbyt wiele jeszcze nie widziałem. W weekend mam zamiar się gdzieś wybrać, to może jakieś zdjęcia zrobię. No i na koniec będę złośliwy. Jako, że w Polsce jest kilka stopni (7?) i popaduje deszcz, to chciałem powiedzieć, że w Tajpej było dzisiaj 35 stopni i bezchmurne niebo :P

Brak komentarzy: