czwartek, 12 lutego 2009

Sajgon

Sajgon, jak już pisałem wcześniej zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Różni się od Manili nie tylko tym, że jest czystszy, normalniejszy i nie spowity smrodem, ale też człowiek popada w inny nastrój. W Manili jest się przygnębionym, wkurzonym na niesprawiedliwość, itd. Tutaj wprost przeciwnie. Optymizm się w człowieka wlewa jak widzi jak szybki postęp się tu dokonuje. Bo Wietnam, podobnie jak Chiny rozwija się w tempie niespotykanym. I widać, że życie się tu poprawia. W Manili można mieć poczucie, że 20 lat temu było tam prawie tak samo, a i za kolejne 20 lat wiele się nie zmieni, bo i nic na to nie wskazuje. Naładowani tym optymizmem ruszyliśmy zwiedzać. Właściwie trzeba przyznać, że w samym mieście nie ma za wiele do oglądania, może poza kilkunastoma ładnymi budynkami, które pozostały po kolonialnym francuskim panowaniu. No więc do zobaczenia są jakieś pałace, kilka ładnych kościołów i muzea. Nic, może poza mauzoleum Ho Chi Minha (jakże by inaczej), nie zachwyca.


Ho Chi Minh i jego mauzoleum.


Kościół.


Pałac zjednoczenia.


Zmotoryzowani.


Sierpy i młoty wciąz w uzyciu :)


Lokalny Orlik.


Nasza ulica.


Szalony fotoreporter :)

Ale nie o zabytki w Sajgonie chodzi, a o życie. A to od naszego różni się niewyobrażalnie. Chaos, bałagan, ale za to ile w tym życia! Azja pełną gębą! Taki Sajgon :) Najlepszy dowód to ruch uliczny, bo to zauważyć najłatwiej. Już z samolotu widzieliśmy, że na ulicach jest bardzo mało aut, za to dziesiątki tysięcy motorów. Tajpej, które też ilością skuterów robi wrażenie, nie ma startu do Sajgonu. Najciekawsze jest to, że tutaj nie jest jak w Europie, tzn. nikt się za bardzo przepisami nie przejmuje, a jednak to wszystko działa. No więc i my zapragnęliśmy poczuć klimat sajgońskiej ulicy i w tym celu pożyczyliśmy motory. Ale nie skutery jak na Tajwanie, ale prawdziwe motory, takie z biegami :) Ja w życiu na motorze nie jeździłem, więc postanowiłem się w końcu nauczyć. Chwilę czasu potrzebowaliśmy, żeby się odnaleźć w tym zgiełku, ale już po jakimś czasie wkręciliśmy się. Nieprawdopodobne wrażenie, gdy jedzie się w tym tłumie, nikt na przepisy nie zważa, a jednak wypadków nie widać. Najlepsze są oczywiście skrzyżowania, bo na większości nie ma świateł, a nawet jak są, to i tak skręty w lewo to nie to samo co u nas. Tutaj nikt się nie zatrzymuje, tylko po prostu dwa strumienie się krzyżują i przenikają. Trzeba być czujnym, ale też się nie bać, tzn. nawet jak ktoś jedzie prosto na Ciebie, musisz jechać dalej, a nie zatrzymywać się. Jakoś zawsze się wyminiecie. I to naprawdę działa! Zresztą myślę, że jakby jeździli tak jak my, to przy tym natężeniu ruchu staliby w korkach non stop. A tutaj ruch jest płynny i korków jako takich nie ma. No tak, motoru w Sajgonie długo nie zapomnę. Przez dwa dni objechaliśmy spory kawał miasta, dwukrotnie nawet się zgubiliśmy (co nie było trudne w tym tłumie), a nie mając telefonów, trzeba było się spotkać dopiero w hotelu.


Jedziesz!


Rondo.


Tylko spokojnie.





Druga ważna rzecz to noc. A noce były bardzo rozrywkowe. Zaczynaliśmy od taniego piwa w lokalnych barach. A lokalne bary to też ciekawa sprawa, bo wyglądają na speluny, często siedzi się na plastikowych krzesełkach właściwie na ulicy. To typowe w Azji, raczej nie do pomyślenia u nas. Ale mają takie bary swój klimat, a przede wszystkim baaardzo niskie ceny. W jednym z takim barów piłem najtańsze piwo w życiu, tzn. 1l kosztował 11000 dongów, czyli nieco ponad 2 złote. Było to też najgorsze piwo jakie piłem w życiu. To chyba nawet logiczne. Dodam tylko, że śmierdziało jak kanalizacja. Umęczyliśmy się potwornie, ale daliśmy radę. Po tanim piwie można było iść do klubu, gdzie już tak tanio nie było, ale za to bawiliśmy świetnie no i do rana… a niektórzy dłużej :)


Tego nigdy więcej, chocby za darmo...


Bifor.


Fajni Polacy, których spotkaliśmy.


Wietnamska kolacja.


Obiad.

No i na koniec ciekawa rzecz, czyli pozostałości po wojnie wietnamskiej. Wprawdzie wybrał się tam tylko Andreas, ale my widzieliśmy zdjęcia. Są to wielokilometrowe tunele (zdecydowanie dla małych Wietnamczyków), a także wymyślne pułapki, zastawione na bezradnych Amerykanów.

Tutaj więcej zdjęc.


Tunel wojenny.


Oj, to nie było przyjemne...

Brak komentarzy: