sobota, 18 października 2008

Kreski moje kochane!

Mierzę się z chińskim już kilka tygodni, więc najwyższy czas podzielić się wrażeniami. Pierwsza rzecz, której musiałem się nauczyć, to moje imię i nazwisko. I wbrew pozorom, nie było to takie łatwe. O nie. A tylko trzy znaki. I chociaż trafiły mi się trudne, to przyznam, że Ci którzy nadawali mi imię, wiedzieli co zrobić :) Bo imię ma konkretne znaczenie. Moje można przetłumaczyć jako: "robiący krok ku byciu wspaniałym" :) No cóż, przecież to oczywista oczywistość :P

W pinyin, czyli transkrypcji znaków na alfabet łaciński zapisuje się to tak: jì maì jíe, te kreski nad i, to oznaczenie tonów. Bo w mandaryńskim niestety są cztery tony, które dużo kłopotów sprawiają... A zapis znakami wygląda tak:



Głosu użyczył niezawodny Frankie.

Może ktoś spróbuje zapisać? :) Ja się trochę pomęczyłem, ale już umiem. Chociaż maì to mi trochę jak robot wychodzi :/



Tutaj dodatkowo można posłuchać, co Frankie powiedział o mnie:



A znaczy to tyle co: "Maciek jest świetny, bardzo go lubię". Naturalnie, Frankie powiedział to z własnej woli i nie stosowano wobec niego jakichkolwiek środków przymusu.

W poniedziałek piszemy pierwszy test, więc weekend spędzam pod znakiem (właściwie pod znakami) chińskiego... No to do roboty!

1 komentarz:

Chocoholic pisze...

Hej:)widzę że też sobie nieźle radzisz w tym innym azjatyckim świecie. I znowu widzę jak podobne mamy doświadczenia:)też uczę się chińskiego z tą różnicą, że uproszczonego a widzę, że Ty jedziesz na tradycyjnym. Podziwiam, podziwiam....:)odezwij się i napisz co u Ciebie. Oczywiście zapraszam też na swojego bloga jakbyś miał kiedyś czas;)trzym sie!