niedziela, 31 sierpnia 2008

"The Peak"

Dzień zaczął mi się całkiem późno, a to dlatego, że przez zmianę czasu nie mogłem wczoraj zasnąć. Udało się tak gdzieś o 6 nad ranem. Jak tylko już się zebrałem, to ruszyłem w stronę terminalu promowego. Stąd co chwilę odchodzą promy na wyspę Hong Kong. Widok wyspy za dnia też robi ogromne wrażenie. Sam prom "Star Ferry" też podobno jest tutaj atrakcją od lat. Promy na wyspę są bardzo tanie (jakieś 70 groszy w jedną stronę) i kursują co chwilę. Ale korzystają z nich chyba tylko turyści. Miejscowi jeżdżą metrem, bo szybciej. Po wyjściu na brzeg od razu przytłaczają wieżowce, w tym najwyższy, zaraz obok. Nazywa się chyba International Financial Centre. Trochę się pokręciłem po uliczkach, na każdej tylko wieżowce, nic poza tym. Ale dzisiaj było trochę pusto, chyba przez to, że to sobota i miejscowi krawaciarze odpoczywają. Widząc na początku słynny wieżowiec Bank of China próbowałem go znaleźć, ale to okazało się nie takie proste, bo inne szybko go zasłoniły. Trochę to trwało, no ale w końcu trafiłem. Chciałem się dostać na górę, ale dziś było zamknięte. Spróbuję może w poniedziałek. Za to dla pocieszenia na dole urządzono oficjalny sklep z pamiątkami z igrzysk. No więc coś sobie musiałem kupić. Padło na czerwoną koszulkę z logiem olimpiady. Od Bank of China Tower niedaleko do The Peak Tram, czyli kolejki która wyjeżdża na wzgórze widokowe (The Peak) z którego widać prawie cały Hong Kong. Pół godziny stania w kolejce na coś się przydało, bo poznałem jednego Koreańczyka, który też jest tu na parę dni, w dodatku tak jak ja sam, a co nalepsze nocuje w tym samym budynku w którym ja. Tak więc przynajmniej miałem jakieś towarzystwo. Tramwaj jest rewelacyjny, jedzie kilka minut na górę, ale za to z widokiem na miasto i do tego w pewnym momencie prawie pod kątem 45 stopni, więc trzeba się trzymać :) A na górze jest taras widokowy, z którego widok jest nieziemski. Na całe miasto. Zapiera dech. Trochę zdjęć porobiliśy i potem poszedłem coś zjeść. Tym razem jakiś makaron z mięsem i warzywami i obowiązkowo mrożona herbata. Całkiem niezłe było. Jak się zrobiło ciemno, to wróciłem na górę, żeby porobić zdjęcia w ciemności. A właściwie ciemności to tam nie ma, bo wszystkie te wieżowce porządnie się świecą. Potem zjechalśmy na dół i poszliśmy z Koreańczykiem do Lan Kwai Fong, tj. dzielnicy w której są same knajpy, w tym pełno w europejskim stylu. To jest chyba jedyne miejsce, gdzie skośnookich jest mniej niż nieskośnookich. No i pierwszy raz piłem chińskie piwo, nazywało się Tsingtao. W smaku średnie. Kelnerki były przemiłe, jak się okazało jedna z nich była z Filipin. Co więcej, była z wyspy Mindoro, czyli tam gdzie się właśnie wybieram :) Nawet jakąś fajną plaże poleciła. No i tak sobie posiedzieliśmy i wróciliśmy do Kowloon, znowu promem, tym razem po ciemku. Widok jak zwykle niesamowity. A potem znowu na miasto. Dołączył do nas Kolumbijczyk, który mieszka w Hiszpani, a tutaj w tym samym pokoju co Koreańczyk. Poszliśmy jeszcze jeść, tym razem były krewetki z jakimś makaronem i to wszystko w zupie :) całego nie dałem rady, ale nie było najgorsze. A potem sobie posiedzieliśmy na nabrzeżu, ja dzięki Aronowi miałem whisky z colą :) Ide wreszcie spać, bo jutro z Koreańczykiem płyniemy do Makao.
Więcej zdjęć tutaj.



Brak komentarzy: