sobota, 30 sierpnia 2008

Na początek Hong Kong

Wszędzie pełno blogów, więc pomyślałem, że i ja mógłbym mieć swój własny. No bo przecież trzeba nadążać za światem :) No właśnie, za światem. Mój blog zatytułowałem Formo-świat. A więc jest przynajmniej światowo. Dlaczego Formo? Bo ten blog to tylko dlatego, że właśnie Formo. Czyli tak naprawdę Formoza - inna nazwa wyspy Tajwan. To tam właśnie jadę i tam spędzę kilka najbliższych miesięcy. Chcę tu o tej mojej wycieczce od czasu do czasu coś napisać. Zresztą, nie będzie tylko o Tajwanie. Będzie o wszystkim, co przez te kilka miesięcy zobaczę w Azji. Zanim do Tajwanu dotrę, to najpierw Hong Kong, Makao, jak się uda to Chiny no i jeszcze Filipiny. W Hong Kongu już jestem, więc poniżej moje pierwsze wrażenia. Zapraszam do zaglądania tutaj i do zostawiania komentarzy.

Dzień 1.

Lot do Hong Kongu miałem z Londynu. Tam udało się mieć prawie cały dzień w mieście, chociaż byłem wykończony po nieprzespanej poprzedniej nocy (pakowanie do samego rana :)). Leciałem linią Air New Zealand, która na tej trasie operuje Boeingien 747-400. Samolot jest ogromny, co mnie ucieszyło, bo tak wielkim jeszcze nie leciałem. 11,5 h lotu szybko zleciało, bo prawie cały czas spałem, żeby jakoś odrobić wcześniejsze zaległości. A jak się obudziłem, to już prawie byliśmy na miejscu. I tu muszę trochę o samym lądowaniu. Hong Kong ma ogromne lotnisko, jedno z największych na świecie, ale co ciekawe z braku terenów powstało ono na sztucznie usypanej wyspie. Poza tym miasto otaczają góry. Dlatego podchodząc do lądowania przelatuje się bardzo blisko szczytów i wieżowców, których wszędzie pełno i są naprawdę ogromne. I pod koniec samolot zbliża się coraz bardziej do wody, a pasa wciąż nie widać. Można odnieść wrażenie, że pilot ląduje na wodzie :) Samo lotnisko jest świetnie zorganizowane, a do tego obsługa jest bardzo miła i pomocna. Ktoś stoi na każdym rogu i mimo dobrego oznakowania, wskazują drogę i cały czas się uśmiechają. Zatrzymałem się przez chwilę przy tablicy informacyjnej komunikacji miejskiej, a w ciągu pół minuty podeszła do mnie jakaś pani pracująca na lotnisku, zapytała gdzie chcę dojechać. Wszystko mi wytłumaczyła i nawet powiedziała, który bilet opłaca mi się bardziej kupić, no i oczywiście gdzie to mam zrobić :) Pierwszy szok przeżyłem wychodząc z terminalu. Uderzenie gorąca było naprawdę mocne. Temperatura niby 32C, no ale przy tej wilgotności odczuwa się to dużo badziej. W ciągu kilku minut czekania na autobus było już ciężko tam wystać. Bardzo ciężko oddycha się tym powietrzem, no ale mówią, że to kwestia przyzwyczajenia, więc liczę, że będzie lepiej. Autobus to był dobry wybór, bo wprawdzie dojazd jest dosyć długi (ok. 1h), ale po drodze widoki są rewelacyjne. Widać jak miasto jest ogromne, ale też jak świetnie rozwinięte. Hostel w którym mieszkam znajduje się w Chunking Mansions. To dość dziwne miejsce. Znajduje się w samym centrum dzielnicy Kowloon, jest to dość duży i wysoki (jak wszystko tutaj) budynek w którym mieści się kilkadziesiąt hosteli. Zaletą jest właśnie lokalizacja i niskie ceny. Z tymże standard jest raczej słaby. Ja mam nawet szczęście, bo mój hostel "Lucky Hotel" był w zeszłym roku gruntownie remontowany, więc jest całkiem przyjemnie tutaj. Tylko pokój jest trochę ciasny, no ale jakoś przeżyję. Nawet mam telewizor z anglojęzycznymi programami, więc nie jest źle, chociaż nie sądzę żeby był czas na oglądanie :) Po zakwaterowniu ruszyłem na pierwszy podbój miasta. Bardzo blisko stąd jest nabrzeże, z którego widać wyspę Hong Kong, czyli dzielnicę w której są najwyższe wieżowce, w dużej mierze biurowce. Widok jest niewiarygodny. Ciągle są tam setki ludzi, wszyscy robią sobie zdjęcia. Poza tym jest tam pełno stoisk w których oferują zrobienie zdjęcia wraz z wydrukiem. Sam sobie takie zrobiłem, bo rzeczywiście wychodzą o wiele lepiej niz robione na własną rękę bez statywu. Później pokręciłem się trochę po okolicznych uliczkach. Robi wrażenie ten wszędzie obecny zgiełk, a do tego pełno kolorowych szyldów i neonów. Postanowiłem w końcu zjeść coś chińskiego. Na początek w zwykłym chiński barze. Prawie nie różnił się od naszych "chińczyków". Ale obsługa była bardzo miła. Jedzenie też niezłe, chociaż wieprzowina w zupie nie brzmi najlepiej :) Na dzisiaj to wszystko, od jutra czeka mnie porządne zwiedzanie.
Tutaj jest album z większą ilością zdjęć.







4 komentarze:

Anonimowy pisze...

oj robi wrazenie;)
LH
ps.jestem pierwszy!!

Leo-Z pisze...

POWODZENIA BRADA :)!!!!

Chocoholic pisze...

o widzę że już dotarłeś:)Hong Kong wygląda imponująco, nawet troszkę bardziej imponująco niż Singapur - choć oczywiście nie mam na co narzekać:) I widzę że wrażenia mamy takie same:)dziwne żarcie, żar buchający w twarz po wyjściu z lotniska:)fajne zdjęcia, trzymaj się!

Kamila pisze...

To udało Ci się Maćku z tym blogiem jednak. Zazdroszczę, trzymam kciuki, śledzę Twoją przygodę i pamiętaj,że tu wszyscy za Tobą tęsknimy!